Jarek Burczyk

Roczny pobyt w USA na stypendium Fulbrighta zmienił moje stereotypowe postrzeganie Stanów Zjednoczonych, gdzie różnorodność jest wartością samą w sobie.
Jarek Burczyk grafika z cytatem

Gdy ponad 30 lat temu w mojej głowie pojawił się pomysł wyjazdu do USA na stypendium naukowe, jego realizacja wydawała się nierealna. Zachęcony przez jednego z kolegów, prof. Jacka Oleksyna z Instytutu Dendrologii PAN (były stypendysta Fulbrighta), wybrałem możliwość ubiegania się właśnie o stypendium Fulbrighta. Nie dopuszczałem do siebie myśli, że być może nie mam szans, że to nie dla mnie. Dokładnie wiedziałem co chcę robić na stypendium, a świadomość, że pobyt na uczelni w USA może diametralnie zmienić moje naukowe życie dodawały mi motywacji. Udało się za pierwszym razem.

Całe szczęście moje wyniki testów TOEFL i GRE (wówczas wymagane) były na tyle słabe, że zalecono mi udział w 6-cio tygodniowym letnim kursie językowym, który odbył się na UC Davis w Kalifornii. Mając wówczas 28 lat mogłem poczuć się ponownie jak student, tym razem spotykając się z niesamowitą międzynarodową i kulturową różnorodnością studentów i wykładowców. Doświadczenie to było niezmiernie ważne, bo poszerzyło moje horyzonty afirmacji, tolerancji, otwartości i ciekawości na inne osoby, i nauczyło mnie, jak powinienem kreować relacje z ludźmi spotykanymi w USA.

Na realizację stypendium (1992-93) wybrałem Oregon State University w Corvallis, w Oregonie. Miejsce specyficzne, pachnące daglezjami, żywicą i korą drzew iglastych, mające dwie zasadnicze pory roku: deszczową (październik-maj) i słoneczną (maj-październik). Tam pracował mój ówczesny mentor prof. Wesley Thomas Adams, któremu bardzo wiele zawdzięczam. Trafiłem do niego w dobrym momencie, bo właśnie szukał osoby, która mogłaby rozwinąć jego pomysły dotyczące analiz systemu kojarzenia i przepływu genów u roślin (głównie drzewa leśne). Nauczył mnie otwartego spojrzenia na problemy naukowe, umiejętności stawiania pytań i formułowania hipotez, planowania pracy i współpracy, ale również zachowania pewnego dystansu do tego co się robi i do swoich osiągnięć naukowych. Stał się dla mnie wzorem kreowania relacji mistrz – uczeń. Nade wszystko, zaraził mnie pogodnym spojrzeniem na codzienność. Przekonał mnie, że odpowiedzialność nauczyciela akademickiego, to nie tylko prowadzenie badań naukowych, to również podejmowanie wyzwań związanych z organizacją i kreowaniem działalności uczelni. Choć jest już na emeryturze, do dziś utrzymujemy kontakt.

Uważam, że miałem dużo szczęścia trafiając do zespołu prof. Adamsa. Były to osoby ambitne, pracowite, uczynne, wrażliwe… tu mógłbym wymieniać ich liczne zalety, choć oczywiście były to osoby niepowtarzalne i na swój sposób wyjątkowe. Przy nich uczyłem się organizacji pracy w terenie (zbiór materiałów badawczych w lasach Oregonu i Kalifornii), pracy laboratoryjnej, czy w końcu analiz statystycznych i modelowania matematycznego. Współpracowałem z różnymi osobami, studentami i profesorami, od każdej ucząc się czegoś innego. W takich okolicznościach czułem, że muszę udowodnić całemu światu, że nie znalazłem się tam przez przypadek.

W czasie pobytu w USA wielokrotnie spotykałem się z innymi stypendystami Fulbrighta. Czuliśmy stałą opiekę i troskę o nasz rozwój. Pamiętam dobrze trzydniowe spotkanie stypendystów w San Francisco, które było niepowtarzalną okazją do wymiany poglądów i doświadczeń ludzi z całego świata. Roczny pobyt w USA na stypendium Fulbrighta zmienił moje stereotypowe postrzeganie Stanów Zjednoczonych, gdzie różnorodność jest wartością samą w sobie. Bogaty o to doświadczenie powtarzam znajomym, że prawdopodobnie wszystko co do tej pory powiedziano o Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej to prawda.

Dziś z perspektywy czasu wiem, że bez stypendium Fulbrighta byłbym innym naukowcem i chyba również innym człowiekiem. Jednak pobyt na Stypendium w USA nie mógłby być rozpatrywany w kategoriach sukcesu, gdyby nie zrozumienie i wsparcie ze strony najbliższej rodziny pozostającej w Polsce. Oregon State University okazał się dla mnie na tyle ‘wciągający’, że w roku 1999 pojechałem tam ponownie dzięki Fundacji Kościuszkowskiej, tym razem z całą rodziną.

Bydgoszcz, Uniwersytet Kazimierza Wielkiego. Jarosław Burczyk był stypendystą Fulbright Foreign Student Program 1992-93.

Related Posts
Loading...
Skip to content