Fulbright Talks: Anna Kordala

Odcinek 5 – bój się i rób – o wyzwaniach młodych naukowców i naukowczyń.

Podcast Fulbright Talks to rozmowy ze stypendystami i stypendystkami Programu Fulbrighta i Programu BioLAB reprezentującymi różne dziedziny nauki. W rozmowach opowiadają o swoich pasjach badawczych i życiowych: o tym co jest dla nich ważne, co ich motywuje do działania, jak spełniają swoje marzenia, czym się obecnie zajmują naukowo i w jaki sposób amerykańska przygoda wpłynęła na ich życie zawodowe i osobiste.

Gościni odcinka

Dr Anna Kordala

Badaczka chorób rzadkich, dr Genetyki Fizjologii i Anatomii. Doktorat zdobyła na  Uniwersytecie Oksfordzkim, badając mechanizmy rdzeniowego zaniku mięśni czyli SMA. Dyrektor Naukowa polskiej Fundacji SMA, gdzie zajmuje się zmianami w polityce lekowej i popularyzacją nauki. Absolwentka farmacji na Umedzie w Łodzi i programu BIOLAB na University of Chicago. Mentorka młodych naukowców, w realu i online, mama i siatkarka. 

Posłuchaj na Youtube

Jeśli treść się nie wyświetla, skorzystaj z odnośnika, aby posłuchać bezpośrednio w serwisie Youtube: https://youtu.be/59c8BCAA40M.

Podcast Fulbright Talks jest też dostępny w Spotify, Apple Podcast i Google Podcast. Kliknij poniżej aby przejść na stronę wybranej platformy.

Transkrypcja

Fulbright Talks. Rozmowy o nauce, pasjach i amerykańskiej przygodzie.

Cześć! Dzisiaj moją gościnią jest doktor Anna Kortala. Ania jest badaczką chorób rzadkich, doktorem genetyki i fizjologii anatomii. Doktorat zdobyła na Uniwersytecie Oksfordzkim, badając mechanizm rdzeniowego zaniku mięśni, czyli SMA.

Jest dyrektor naukową polskiej fundacji SMA, gdzie zajmuje się zmianami w polityce lekowej i popularyzacją nauki. Jest absolwentką farmacji na Uniwersytecie Medycznym w Łodzi i programu Biolab na University of Chicago. Jest mentorką młodych naukowców w realu i online. Jest mamą i siatkarką. Cześć, Ania!

Dzień dobry, dziękuję bardzo za zaproszenie i piękne przedstawienie.

Bardzo się cieszę. Łączymy się online, także nie jesteśmy razem w studio, ale bardzo się cieszę, że Ania znalazła dla mnie chwilę, bo po tym bio, które przeczytałam, naprawdę myślę, że jesteś bardzo zajętą osobą na to dzień, więc w tym bardziej ci bardzo dziękuję.

W twoim bio wyczytałam, że jesteś absolwentką farmacji na Uniwersytecie Medycznym w Łodzi i programu Biolab. Chciałam cię zapytać, skąd w ogóle w tobie wzięła się pasja do nauki? Czy to gdzieś już na studiach w Łodzi, czy jeszcze wcześniej, a może później? Jak to u ciebie wyglądało?

Ja poszłam na farmację, dlatego że interesowały mnie nowe leki, badania kliniczne i bycie blisko pacjentów, ale nie chciałam być lekarzem, więc wydawało mi się, że farmacja jest najbliższa temu. Potem, jak już kończyłam, to już wiedziałam, że będę szukać jakiejś innej drogi, że będę gdzieś skręcać z tej farmacji w badania naukowe, które mnie zawsze interesowały. W międzyczasie zrobiłam Erasmusa w Londynie i w trakcie tego Erasmusa na Kings College w Londynie bardzo mi się spodobało w Anglii, i bardzo mi się podobało to, jak naukowcy i wykładowcy mówią do studentów i jak duży nacisk jest położony na krytyczne myślenie, jak inaczej wyglądają egzaminy tutaj, jak trzeba po prostu myśleć, a nie uczyć się na pamięć. Więc jak tak się rozglądałam, to zupełnie przypadkiem koleżanka mi powiedziała, że wisi kartka na tablicy ogłoszeń, która była skierowana do naszego roku, że jest spotkanie w sprawie wyjazdu do USA dla zainteresowanych studentów. To było wszystko, co było na tej kartce. Więc ja oczywiście poszłam. To było kilka zdań dosłownie o tym programie, który jeszcze się wtedy Biolab nie nazywał. My byłyśmy pierwszymi dwiema osobami, które nie były tak strice po biotechnologii i okolicy, my byłyśmy po farmacji. I pamiętam, że ja i Martyna na tych interviews, na tych rozmowach kwalifikacyjnych się totalnie zbłaźnimy, bo my się uczyłyśmy trochę czego innego. Ale ostatecznie wyszło dobrze. Co prawda moje doświadczenie w pracy w labie, jak wylatywałam na Biolab, było właściwie zerowe. Ja trzymałam może pipetę raz w ręku i wszystkie inne osoby, które ze mną poleciały do Chicago, miały wiele więcej doświadczenia. Mimo to, tę szansę dostałam, więc to też jest informacja dla osób, które chcą startować, że nie trzeba mieć doświadczenia, okazuje się, że można nadrobić, zawsze się można nauczyć i pierwszy raz tę pipetę w ręku trzeba trzymać. Tylko, że mój PI, czyli to będzie kierownik laboratorium, on o tym nie wiedział. Nie wiedział, że ja nie mam doświadczenia, bo osoba, która mnie rekrutowała do Stanów, to był ktoś inny. Więc jak ja pierwszego dnia stanęłam w progu i się przywitałam, a on się mi spytał „What can you do”, a ja powiedziałam „nothing”, to on pokazał ręką polską studentkę z poprzedniego roku (Kamila, pozdrawiam Cię), która Bogu dzięki została na wakacje i dzięki temu się zazębiłyśmy. Powiedział „follow her”. No i tyle go widziałam. Tak, to były moje początki tam. To była szkoła życia.

Też miałam trochę szczęścia, dlatego że ja trafiłam na końcówkę projektu i dzięki temu była z tego publikacja, jestem na niej druga. Więc to było fajne, bo już startując potem na Oxford, już miałam tę publikację wpisaną i uważam, że gdyby nie Biolab, to miałabym znacznie mniejsze szanse dostać się na Oxford. Więc to mi bardzo, bardzo pomogło.

Super. Tak, to właśnie Biolab to jest taki program – 

może chwilę o nim opowiem też, żeby nasi słuchacze i słuchaczki wiedzieli o co chodzi – 

 kiedyś nazywał się Visiting Student Researcher Trainship Program. WURGTP na pewno miało skrót. Więc był trochę dłuższy, teraz nazywa się Biolab i jest takim programem rocznym na wyjazd dla studentów i studentek polskich instytucji naukowych na taką tak naprawdę pracę do Stanów, czyli pracujecie w labie i tam zdobywacie doświadczenie. I właśnie z tego, co mówisz, to nie jest to takie proste na tym początku, ale się opłaca. Także myślę, że warto zobaczyć, co to w ogóle jest. Także dzięki ci wielkie za to doświadczenie.

Po Biolabie, jak już gdzieś tam kończyłaś program, to jakie miałaś plany? To był od razu Oxford, czy gdzieś strzelałaś jeszcze?

Nie, jeszcze wiedziałam, że muszę wrócić do Polski i zrobić 6 miesięcy stażu, żeby dostać dyplom, że skończyłam farmację. I potem chwilę mieszkałam w Warszawie i pracowałam przy badaniach klinicznych. Ale właściwie od momentu tego Erasmusa na King’s College wiedziałam, że chce robić doktorat, a potem stwierdziłam na podstawie jeszcze też mojego doświadczenia z Biolabu, że chce go robić w Europie. Więc myślałam właśnie o Londynie, no bo tam byłam na Erasmusie. Ale trochę wszystko to było przypadkiem, bo mój mąż zobaczył, że jest oferta pracy w Oxfordzie dla niego. I on mówi, no to może to jest dobre miejsce dla nas, dla nas obojga. No i przez to, że on dostał tę pracę w Oxfordzie, to ja już wiedziałam, że na ten rok było za późno na doktorat, bo już przeszły wszystkie aplikacje i zaaplikowałam na Research Assistant i dostałam go. Zaaplikowałam na trzy różne pozycje, dostałam tę, którą chciałam najbardziej, czyli właśnie to SMI, tak wylądowałam w labie, w którym właściwie jestem do dzisiaj. Przeszłam ścieżkę Research Assistant, potem doktorant, a teraz jestem postdokiem. I tak wylądowałyśmy w Oxfordzie i po roku bycia Research Assistant w trakcie tego pierwszego roku, aplikowałam na doktorat i się dostałam. I jeszcze w międzyczasie zaszłam w ciążę, więc zaczynałam ten doktorat w ciąży.

O wow, to musiało być duże wezwanie w takim razie. Na początku jak opowiadałaś, że jak byłaś na Erasmusie w UK, to mówiłaś, że jest zupełnie inaczej, że nastawienie jest na krytyczne myślenie, że zupełnie inne są relacje z profesorami, mogłabyś trochę o tym opowiedzieć?

Właśnie fajne było to, że wykład to nie było tak, że ktoś mówi do nas, a my słuchamy. Tylko bardzo dużo tam było wyciągania, zadawania nam pytań, żebyśmy myśleli. To było tak zrobione, że jeżeli ktoś się pomyli, to idziemy dalej, zachęcali nas do tego, żebyśmy rzucali pomysłami, nawet jeżeli te pomysły są złe, żeby tworzyła się burza mózgów. Wydawałoby się, że to nie był zbyt kreatywny wykład, bo to była na przykład farmakologia chorób serca. Nie wydaje mi się, że to jest jakiś temat na burzę mózgów, ale jednak dostawaliśmy jakąś bazę informacji. Część już wiedzieliśmy wcześniej, potem część była taka wykładowa, a potem były pytania, jak coś najlepiej leczyć, jakie mogą być potencjalnie działania uboczne. I my mieliśmy na to wpaść, nie dostawaliśmy tej listy, tylko mieliśmy na to wpaść na podstawie tego, co już wiedzieliśmy o człowieku i o jego chorobach. Więc to było bardzo ciekawe.

Jasne, ja rozumiem, że do dzisiaj takie masz poczucie też, że tak jest.

No, takie mam, aczkolwiek ja nie mam w sumie… Od 2016 nie mam nic wspólnego z polskimi uczelniami, więc nie wiem, jak to jest dalej, ale w sumie moje doświadczenie było takie, wiecie, średnie.

Jasne, jasne. Wracam do głównego wątku i chciałam cię dopytać o choroby rzadkie, bo o chorobach rzadkich rzadko się też mówi. I gdybyś mogła opowiedzieć trochę, czym w ogóle są choroby rzadkie? Tak oczywiście w skrócie, bo jeżeli ktoś jest zainteresowany, to musi więcej poczytać, ale czym się zajmujesz, czym są choroby rzadkie?

Tak, więc ja właśnie wylądowałam w temacie chorób rzadkich i SMA, więc choroby rzadkie mówi się, że mają bardzo niefortunną nazwę, dlatego, że one są rzadkie, ale wszystkie łącznie razem są popularne. „Rare, but collectively common” się na to mówi. W Europie się to definiuje, że jeśli choruje jedna osoba na 2 tysiące lub mniej, to już jest choroba rzadka. To najpopularniejszą taką, którą chyba wszyscy znamy, jest mukowiscydozda, ale są takie choroby, gdzie na całym świecie są zdiagnozowane, nie wiem, trzy osoby z jednej rodziny, więc rozstrzał jest gigantyczny. W tym momencie jest zdiagnozowane, jest opisane, około 8 tysięcy chorób rzadkich i oczywiście co tydzień wychodzą nowe publikacje, albo nawet co dzień, które opisują nowe. Większość z nich jest genetyczna, większość z nich dotyczy małych dzieci. Niestety 30% tych dzieci nie dożyje swoich piątych urodzin. Jest to ogromny problem, ponieważ 95% tych chorób nie ma żadnego zatwierdzonego leczenia, tylko 5% ma jakiekolwiek leczenie. Czasem jest to bardzo dobre leczenie, jak akurat w przypadku SMA, o którym powiem za chwilę, ale czasem jest to takie leczenie bardzo podtrzymujące i po prostu, skoro nie ma nic innego, no to niech będzie. I oczywiście przez to, ciężko zachęcić firmy farmaceutyczne do tego, żeby się w nie zaangażowały, zebrać odpowiednią liczbę ludzi na badanie kliniczne, w ogóle określić, jak ta choroba przebiega i potem jak zaprojektować takie badanie, nawet jeśli już mamy jakiś target, żeby dobrze ocenić, czy tym ludziom się poprawia. Potem jak to refundować, to jest oczywiście bardzo, bardzo drogie,

dlatego że grupa docelowa jest bardzo mała, a przecież rozwój tego leku nie jest wcale tańszy niż innych, więc jest to temat, który mnie właśnie bardzo interesuje, dlatego że jest bardzo dużo do zrobienia.

A ty w chorobach rzadkich skupiasz się na rdzeniowym zaniku mięśni, czyli SMA. Gdybyś mogła opowiedzieć mi i też słuchaczom i naszym słuchaczkom, czym jest ta choroba i jakie są wyzwania w badaniach nad nią.

Jak ja zaczynałam 7 lat temu, to była bardzo niszowa choroba, o której słyszeli rodziny chorych, część neurologów i to właściwie tyle. Jest to choroba, która jest genetyczna i mniej więcej w Europie choruje na nią jedna na 8 tysięcy osób, czyli w Polsce rodzi się mniej więcej 50 dzieci co roku chorych na tę chorobę. W Polsce społeczność SMA ma około 1100 osób. To jest choroba, w której zanikają nerwy, a te nerwy odpowiadają za ruchy mięśni, więc to z grubsza powoduje, że w większości objawia się to u dzieci i to powoduje, że po prostu dzieci przestają na przykład ruszać głową w takiej najpoważniejszej postaci. Nigdy nie są w stanie usiąść same. I jak SMA było nieleczone, co się na szczęście zmieniło, to te dzieci z najostrzejszą postacią bardzo często umierały, zanim skończyły dwa latka, były leżące, po prostu mięśnie oddechowe przestawały pracować. SMA jest na szczęście przykładem takiej choroby w kontekście chorób rzadkich, które przeszło niesamowitą transformację w ostatnich siedmiu latach. Z zero dostępnych terapii teraz mamy trzy i kolejne są za rogiem. Wszystkie trzy są naprawdę bardzo dobre. Wszystkie trzy są refundowane w Polsce i również Polska ma przesiew noworodków. Od półtora roku przesiewamy wszystkie noworodki na tę chorobę i jeśli wykryjemy, że dziecko jest chore, to rozpoczynamy leczenie i to powoduje, że te dzieci, które są leczone jako noworodki mają szansę tej choroby nie rozwinąć, co jest niesamowitą transformacją. 

Wow, nie spodziewałam się, powiem szczerze. Nie byłam w temacie, ale to niesamowite, że w takim czasie takie możliwości się pojawiły, że też wszystkie dzieci są na to badane.

Naprawdę fajnie jest pracować w takiej dziedzinie, gdzie jest taka duża nadzieja, tak dużo się zmienia. To jest bardzo teraz dynamiczne, bo oczywiście razem z tym, jak weszły te nowe leki, to organizacje światowe działają właśnie na rzecz refundacji, na rzecz tego newborn screeningu. Więc bardzo dużo się dzieje i nadal jest dużo do zrobienia, ale muszę powiedzieć, że Polska jest naprawdę w czubie światowym. 

Super, a czujesz taką dumę, trochę z tego czujesz się częścią?

Oczywiście, zrobiłam bardzo mało, ale uważam, że to, że do Polski wszedł ten przesiew noworodków, to, że jest to moje największe osiągnięcie zawodowe. Tłumaczyłam agencji oceny technologii medycznych i taryfikacji, czemu to jest ważne, to naprawdę tak, super.

Czyli gdzieś tam imposter w tobie siedzi.

To był ogromny wysiłek środowiska lekarskiego, środowiska pacjentów, też Ministerstwa Zdrowia, więc wiadomo, że w to było zaangażowane setki ludzi, ale fajnie jest wiedzieć, że się dołożyło taką cegiełkę.

Jasne, super, to gratulacje, bo tak jak mówię, niesamowicie, nie miałam pojęcia o tym, że tak się dzieje, więc naprawdę wielkie gratulacje. Mówiąc o chorobach rzadkich i też o SMA szczególnie, bo tym się zajmujesz też na co dzień, jak to się stało, że zostałaś dyrektor naukową Polskiej Fundacji SMA. I też jesteś taką rzeczniczką na rzecz pacjentów. Łączysz trochę dwie rzeczy i naukę i też popularyzację nauk. To jak to się tutaj wydarzyło? Skąd taka chęć? Skąd taka potrzeba?

Potrzeba jest chyba z tego, że lubię jednak taką naukę, która bezpośrednio oddziałuje na ludzi. I lubię, jak nauka wpływa na prawdziwe życie. Więc jak zaczęłam ten doktorat i już wiedziałam, że coś tam już wiem i mogę w jakiś sposób pomóc, to patrzyłam, czy są organizacje pacjenckie. Zawsze mnie tutaj Polski ciągnie, więc spojrzałam na polską. Znalazłam w internecie i mój pierwszy pomysł był taki, jak się do nich odezwałam, że będę opowiadać rodzinom o tym, jak działają te leki, jak działa ta choroba i do tej pory właściwie to robię. To już było cztery lata temu i od tego się zaczęło. I też troszeczkę streszczałam badania naukowe, które są na bieżąco. A potem przyszedł COVID, wszystko przeszło do online’u i dzięki temu miałam możliwość brania udziału w rozmowach właśnie na rzecz refundacji terapii genowej, którą przez pewien okres mówiono na nią najdroższy lek świata, może kojarzycie, i właśnie tego przesiewu. I jeszcze jednego leku Risdiplam, bo wszystko nagle było w internecie. Więc zaangażowałam się również w to. I właściwie ciągnę to dalej. Teraz na szczęście udało nam się zrefundować oba te leki i mamy już łącznie 3 oraz ten przesiew. Dosłownie za miesiąc będę prowadzić takie spotkanie dla nowo zdiagnozowanych rodzin, bo mimo tego, że ta choroba przeszła taką ogromną transformację, to nadal jak rodzi się dziecko rodzinie, kiedy w ciąży nie było żadnych komplikacji, dziecko wygląda na zdrowe, a rodzice dostają informację, że ono ma taką ciężką chorobę, która nic im nie mówi, to pierwsze, co robią wszyscy, ja też bym tak zrobiła, to zaczynają ją googlować. Pokazują im się nie obecne najnowsze historie, tylko raczej pokazują im się takie opisy sprzed kilku lat, czyli właśnie, że dziecko nie usiądzie, nie będzie ruszać głową,  nie będzie samodzielnie oddychać. Więc to jest ogromny cios dla takiej rodziny. I oni są też oczywiście podatni wtedy na szarlatanów i na różne inne historie. Oczywiście fundacja jest tutaj w kontakcie z nowymi rodzinami i wtedy ja wchodzę z taką opowieścią po ludzku, co to w ogóle jest, jakie są możliwości leczenia, jakie mamy dane dotyczące tego, jak te dzieci będą funkcjonowały. I niestety nadal na wiele pytań odpowiadam, nie wiem, dlatego że jakaś terapia ma 4 czy 5 lat, no to ja nie jestem w stanie powiedzieć, co będzie za 20.  To jest jedna rzecz, którą nadal robię i bardzo lubię te spotkania. 

No właśnie, ja się zupełnie nie dziwię, ja też bym googlowała. Ostatnio staram się tego nie robić,

bo człowiek sam sobie trochę wchodzi na głowę. Należy słuchać specjalistów, więc to jest wspaniałe, że te rodziny mają taką możliwość, bo też sobie wyobrażam siebie, gdybym usłyszała taką diagnozę, to na pewno bym była przerażona. Więc super, chapeau bas naprawdę dla ciebie, że to robisz i z tymi rodzinami rozmawiasz. A chciałam cię jeszcze zapytać, czy przez to, że masz ten kontakt na co dzień właśnie z rodzinami, pracujesz też w fundacji i też łączysz trochę tę naukę z tą drugą stroną nauki, czyli tą popularyzacją nauki, to czy to wpływa jakoś na twoje badania, czy jakoś to inaczej na to patrzysz, daje ci jakąś motywację?

Tak, myślę, że jestem lepszym naukowcem, przez to, że mam kontakt z pacjentami i zadaję częściej takie pytania na różnych, na przykład, też talkach, jakie to ma znaczenie dla pacjenta, to twoje badanie. Bo czasem jest tak, że naukowcy mogą pracować 10 lat nad jakąś chorobą, ale nie spotkać nigdy pacjenta chorego, nie? Ktoś sobie wymyśla super projekt, który naukowo ma duże znaczenie, ale może on nie jest wartościowy dla pacjentów, może pacjenci chcieliby coś innego. Jeżeli na przykład na tę chorobę jest jakieś leczenie, no to faktycznie może wtedy ok, ale jak nie ma żadnego leczenia na tę chorobę, to może powinniśmy się skupić na tym, co jest ważne dla tej społeczności.

Więc to mi dało taką perspektywę, żeby zadawać to pytanie i zastanawiać się i nie tylko coś ważne dla rodzica, ale też coś, co jest ważne do tego małego dziecka chorego, nie?

Totalnie się zgadzam, że czasami musimy zobaczyć, co jest bardziej ważne. W tym wszystkim masz dwójkę dzieci i pracujesz, jesteś w fundacji, jak utrzymujesz tę swoją motywację, bo to musi być bardzo dynamiczne i środowisko, i działania na rzecz pacjentów. Jak się motywujesz? Co ci daje takiego kopa?

Daje mi kopa na przykładzie tych webinarów z rodzinami, jak ktoś wychodzi z tego webinaru i na przykład mówi mi, że nie rozumiał, a rozumie, albo że odczarowałam jakieś mity, albo że jest spokojniejszy. To jest dla mnie super, ja to właściwie po to robię. Wiedza to jest potęga, nie? Żeby oni i wiedzieli i nie wpadli w taką spiralę, co jest naturalne, ale potem powoli wyszli może z tej spirali. Więc jak ktoś mi mówi, że czegoś nie rozumiał, a teraz już rozumie, to jest super dla mnie. I też lubię, jest taka dziura, nie? Co z tego, że naukowcy wiedzą, że jak będziemy leczyć SMA, jak dziecko się tylko urodzi, to można zapobiec objawom, jak to nie jest w prawie i te dzieci na w prawdziwym życiu nie są badane. To jest taki gap, taka dziura, nie? Więc mnie bardzo interesuje, w tym miejscu, żeby tę dziurę łączyć i żeby przekładać to, co wiedzą naukowcy na prawdziwe życie i dobro społeczeństwa, mówiąc tak górnolotnie, ale taka prawda.

No właśnie, też mówiłam o tym, mówiłam, czytałam, żeby nie było, że nauczyłam się na pamięć, ale czytałam, czytałam w twoim bio najbardziej, że udzielasz się jako mentorka młodych naukowców i w realu i w online, bo wiem, że jesteś też na Instagramie między innymi i prowadzisz profil właśnie taki, który pomaga. Bardzo mi się podoba, zresztą ten profil, bo tam tak szczerze opowiadasz o tym, jak wyglądała twoja droga naukowa, że czasami może być trudno, czasami pojawiają się przeciwności, i chciałam podpytać cię, czerpiąc z całego twojego doświadczenia,

nie tylko zagranicznego, ale też od samego początku twoich studiów, jakimi radami byś się podzieliła z takimi aspirującymi badaczami, naukowcami, z takim młodym człowiekiem, który jeszcze trochę nie wie, co chciałby robić, trochę go to przeraża i szuka takiej drogi. Może masz jakieś takie wspólne porady dla takich osób?

Właściwie, moja jedna z tych rad to jest taka, bój się i rób, jakbym miała powiedzieć jedno zdanie. Jak ktoś panikuje i tak dalej, nawet jak ktoś uważa, że się nie nadaje, to aplikuj tak czy siak, czyli nie uprawiaj sobie sabotażu, bo nie odrzucaj się sam, chcesz aplikować na jakiś doktorat, zobaczyć, jak to wygląda i sam już się odrzuciłeś, bo nawet nie za aplikowałeś na to. Więc rób to, na co ty masz wpływ. Masz wpływ na to, żeby przygotować najlepszą aplikację, jaką możesz. Nie masz wpływu na to, co oni tam stwierdzą, ale masz wpływ na to, żeby zaaplikować najlepiej, jak umiesz. Masz wpływ na to, jeśli znajdziesz fajny lab, żeby napisać do ludzi, którzy tam pracują i z nimi porozmawiać. I ktoś ci może odpisać, jest bardzo duża szansa na to. I inna sprawa, że nie trzeba wiedzieć, co się chce robić. Ja już zmieniłam kilka razy to, co robię i patrząc w przyszłość, też mam jakiś inny jeszcze pomysł. Więc moja pięcioletnia córka mówi, że ona się bardzo zastanawia, kim ona będzie w przyszłości jak dorośnie. I ja mówię, ja też się bardzo zastanawiam, a ona „jak to mamo, ale ty już jesteś dorosła”. A ja nadal się zastanawiam i wiem, że jeszcze nie raz zrobię jakiś duży skręt. Więc właściwie tylko spokojnie i wszystko będzie dobrze. Powiem wam, że również studenci Oxfordu mają ten imposter syndrome, czyli ten syndrom oszusta. Rok temu mówiłam do nowej kohorty studentów i oni byli mega zestresowani. Jak ja im powiedziałam właśnie, że wszystko będzie dobrze, że nie musicie mieć długoterminowego planu i przestańcie się porównywać do innych ludzi i spokojnie sobie wszystko przez najbliższe cztery lata doktoratu ogarniecie, nie wszystko na raz, tylko krok po kroku, to ja czułam, jak schodzi z nich takie napięcie.

Miałam wrażenie, że nikt im tego wcześniej nie powiedział, że oni byli w takim kołowrotku od jednego stypendium do drugiego stypendium i że ten Oxford ich trochę przerażał. Więc jak wyszedł ktoś, kto już ten doktorat skończył i powiedział im, że będzie dobrze, to naprawdę czułam tą ulgę i ja byłam w sumie bardzo zdumiona. Z jednej strony cieszę się, że ta moja wiadomość, ta moja message, którą powiedziałam, pasowała do nich, a z drugiej trochę mi się smutno zrobiło, bo to znaczy, że nikt im tego wcześniej nie powiedział. I właściwie na tym Instagramie, jednym zdaniem, to mówię, mówię wszystko, co chciałabym widzieć 10 lat temu. 

Oglądałam twój profil, czytałam, to są bardzo cenne wskazówki, więc zachęcam wszystkich, żeby wchodzić na właśnie, a jak cię znaleźć w ogóle, powiedz. 

Tak, więc można mnie znaleźć na Instagramie dr.ania.kordala, gdzie, tak jak mówię, jednym zdaniem dzielę się tym doświadczeniem, które chciałam mieć 10 lat temu. Mówię do sobie z przeszłości. I również mam stronę internetową annakordala.pl, gdzie oferuję szkolenia, wystąpienia, consulting i mentoring. Szczególnie jeśli chodzi o firmy, kieruję to do teamów i zespołów, które mają do czynienia z badaniami naukowymi, z danymi z tych badań, ale mają wykształcenie inne niż medyczne. Może na przykład dostarczają usługi IT i chcieliby mieć takie wprowadzenie do tego, po co oni w ogóle to robią. Jaka jest waga tych badań klinicznych? Dlaczego to jest takie drogie i takie trudne i tyle trwa. Po co te wszystkie regulacje? Opowiadam również o tym, dlaczego nauka jest ważna, o tym, jak prezentować dane naukowe, zrozumiale, jakich pytań się można spodziewać i staram się być takim złym policjantem. Więc zapraszam zarówno firmy, jak i osoby indywidualne na andnakordala.pl i na dr.ania.kordala na Instagrama.

Super, ja też bardzo zachęcam, bo już parę razy byłam i same interesujące rzeczy się tam pojawiają, też bierzesz udział w różnych dyskusjach. Jeszcze chciałam tak cię podpytać, bo powiedziałaś o tym, że taka twoja porada to jest „bój się i rób”, i że też tym osobom, z którymi miałaś styczność nikt nie powiedział, że to jest ważne, żeby te osoby uświadomiły sobie pewne kwestie. I jak tutaj być dobrym mentorem dla takich osób, które już trochę w tych kręgach naukowych mają swoje doświadczenie, bo coraz bardziej ten mentoring też widzę jest popularny wśród naukowców. Też widzę, że i Polonium Foundation program mentoringowy, ale też Fulbright na przykład ma program mentoringowy i chciałam podpytać właśnie, jak być takim dobrym mentorem, bo ty masz bardzo dużo doświadczenia i chciałam młodym mentorom, którzy wchodzą dopiero w ten mentoring, trochę podpowiedzieć, co oni mogą zrobić. Żeby też sobie nie dowalać, bo to też mentor sobie też może dowalić czasem.

No pewnie. Po pierwsze trzeba wiedzieć, że nie trzeba mieć jakoś mega dużo doświadczenia, tak? Zawsze jest osoba, która jest parę lat młodsza, to też jest imposter syndrome, że się nie nadaje, nie? Ale uważam, że w mentoringu ważne jest to, żeby ta różnica wieku nie była ogromna, myślę, że między 5 a 10 lat jest najlepiej. Po drugie, wydaje mi się, że mentor musi dobrze słuchać, bo to, że przekazuję tę swoją wiedzę i doświadczenie, i ja wybrałam jakąś tam ścieżkę, ale moja mentee, na podstawie wszystkiego, co ja tam jej powiem, może wybrać co innego, nie? Więc muszę słuchać tego, co ona chce, na czym jej zależy i pomóc jej dojść tam, gdzie ona  chce, a nie tylko przekazywać jej tę część informacji i doświadczenia, przekonywać na to, że to, co ja zrobiłam, to jest najlepsze rozwiązanie i ją zapraszam. Muszę być właśnie otwarta i muszę pomóc jej osiągnąć to, co ona chce. To uważam, że jest jedna rzecz, żeby wiedzieć, że nasza droga to nie jest jedyna  możliwa i ktoś się super może spełnić w czymś innym. Też uważam, że mentor nadaje ton w relacji szczególnie na początek, bo jednak to mentee, może się trochę wstydzi, albo właśnie ma takie poczucie, że ten mentor jest taki, wiecie, posąg z Oxfordu, doktor i wtedy fajnie jest przełamać te lody i po prostu opowiedzieć o jakichś tam historiach. Ja teraz właśnie brałam udział w mentoringu Fullbright, z moją mentee mam kontakt dotychczas, mimo że program się skończył 6 miesięcy temu. W międzyczasie, jak ją mentorowałam, to rodziłam drugie dziecko, więc ona wiedziała, że na przykład będzie przerwa, ale ona wiedziała to, że jestem w ciąży, gadałyśmy o tym, miałyśmy też kontakt później, na szczęście, wszystkie te deadline’y na doktorat, które były i przy których jej pomagałam,  były przed porodem, więc najważniejsza rzecz była zrobiona. Więc uważam, że tak, mentor  nadaje ton, musi być bardzo dobrym słuchaczem, przekazywać swoje doświadczenie najlepiej, jak potrafi i realizować cele mentee, a nie swoje. 

Super, tak, ja się totalnie zgadzam. Są historie po Top Mindsie, też takich mentoringach w Fulbrightcie, właśnie bardzo podobne do tego, co mówisz, że czasami cel był też inny, a zupełnie inny wyszedł na koniec mentoringu. Bardzo często się zdarza, że ta otwartość i elastyczność i pomoc w tym, co ten mentee chce zrobić, jest bardzo ważne, więc zgadzam się z tym jak najbardziej i trzymam kciuki ze wszystkich, którzy wchodzą w naukę i wchodzą w ten świat trochę pewnie straszny na samym początku, dużo jest do poznania i do ogarnięcia, ale macie super źródło, czyli Anię, która dzieli się swoim doświadczeniem online, więc zachęcam was do zajrzenia na doktor.ania.kordala na Insta i annakordala.pl Zachęcam was serdecznie do wejścia, do zapoznania się i do czerpania, bo naprawdę taka wiedza, doświadczenie jest bardzo przydatne i myślę, że młodym naukowcom i naukowczyniom się bardzo przydaje. Bardzo ci Aniu dziękuję za tę dzisiejszą rozmowę, za podzielenie się swoim doświadczeniem. I o nauce trochę było i trochę o tym co poza nauką, o tym, że łączenie popularyzacji, ale też działania w innych miejscach są bardzo ważne. Bardzo ci dziękuję i bardzo też wam dziękuję za słuchanie.

Super, dziękuję bardzo.

Dzięki.

To był podcast Fulbright Talks. Jeśli też chcesz wyjechać na stypendium Fulbrighta sprawdź naszą ofertę na www.fulbright.edu.pl

Pa pa

Related Posts
Loading...
Skip to content