Kilka słów o sobie:
Jestem stypendystką Fulbrighta z Kalifornii. Przeszłam na emeryturę jako psycholożka kliniczna – uczyłam, tworzyłam i prowadziłam programy zdrowia psychicznego dla dzieci i rodzin znajdujących się w trudnej sytuacji. Specjalizuję się w obszarze zdrowia psychicznego we wczesnym dzieciństwie oraz pracy z dziećmi i rodzinami, które doświadczyły poważnej traumy. Przyjechałam do Polski, aby podzielić się swoją wiedzą i doświadczeniem ze studentami studiów licencjackich i magisterskich na Uniwersytecie SWPS w Warszawie. Wybrałam Polskę ze względu na swoje korzenie – wszyscy moi dziadkowie urodzili się i wychowali w Polsce. Chciałam doświadczyć życia w Polsce i poczuć, jak to jest chodzić śladami moich przodków.
Na czym polegał Twój grant Fulbrighta?
Przyjechałam do Warszawy, aby dzielić się swoją wiedzą ze studentami studiów licencjackich i magisterskich w anglojęzycznym programie psychologii na Uniwersytecie SWPS. Prowadziłam dwa kursy: „Wprowadzenie do zdrowia psychicznego we wczesnym dzieciństwie” oraz „Złożona trauma i dzieci”. Odwiedziłam również kampus SWPS w Katowicach, gdzie dzieliłam się swoją wiedzą z kadrą akademicką. Prowadziłam dwa semestralne warsztaty ze studentami, podczas których omawialiśmy przypadki kliniczne. Oferowałam także szkolenia dla społeczności lokalnej, skierowane do nauczycieli i specjalistów zdrowia psychicznego.
Co było najbardziej satysfakcjonujące, trudne lub zapadające w pamięć w czasie Twojego pobytu w Polsce?
Było tak wiele wspaniałych chwil… Zacznę od mojej rocznej pracy z uchodźcami z Ukrainy, którzy chcieli poprawić swoją znajomość angielskiego w mowie. Ich angielski się poprawił, ale też lepiej zrozumieli kulturę amerykańską – inną niż tę znaną z internetu czy filmów. Dla mnie ważne było słuchanie ich historii i bólu, jaki wyrażali, mówiąc o swojej ojczyźnie.
Uwielbiałam moich studentów na SWPS! Byli ciekawi świata, bystrzy i bardzo zaangażowani w naukę. Rozmowy z nimi były głębokie i inspirujące. Polacy okazali się ciepli i gościnni – mój mąż i ja zostaliśmy przyjęci z ogromną serdecznością. Szybko nawiązały się przyjaźnie, a znajomi zapraszali nas do swoich domów, dzięki czemu mogliśmy przeżyć prawdziwe polskie Boże Narodzenie i Wielkanoc.
Chciałam lepiej zrozumieć swoje korzenie i poznać historię moich przodków. Odkryłam, że mój dom w USA zawierał wiele polskich zwyczajów i wartości, o których wcześniej nie wiedziałam. Odwiedziłam ulicę, przy której mieszkał mój pradziadek i gdzie prawdopodobnie został pochowany.
Codzienne wyzwania były dla mnie przyjemnością. Bez problemu założyłam konto bankowe, poruszałam się komunikacją miejską, zaprzyjaźniłam się z personelem lokalnej piekarni, apteki i warzywniaka. Najtrudniejsze okazało się znalezienie fryzjera – pierwsze cięcie było zbyt krótkie, ale potem trafiłam na właściwą osobę.
Poznałam wielu wspaniałych stypendystów Fulbrighta – będzie mi brakowało naszych rozmów i dzielenia się postępami w badaniach.
Jaką radę dałabyś przyszłym stypendyst(k)om Fulbrighta przyjeżdżającym do Polski?
Usiądźcie wygodnie i cieszcie się podróżą! Bądźcie otwarci na nowe doświadczenia, podróżujcie po Polsce i poznawajcie jej piękno. Odwiedzajcie innych stypendystów w różnych miastach. Zapomnijcie o amerykańskim stylu życia i zanurzcie się w nowej kulturze oraz kuchni. Bary mleczne to świetne i tanie miejsca, gdzie można dobrze zjeść.
Bardzo pomocne było to, że mój mąż przyjechał ze mną. Jest na emeryturze, więc mógł sobie na to pozwolić – nazywałam go moim osobistym GPS-em. Po powrocie do domu będzie też osobą, która naprawdę zrozumie moje doświadczenia – dzieliliśmy je razem.
Polecam stworzyć wspólny album ze zdjęciami na iPhonie – łatwiej dzielić się wspomnieniami z bliskimi. Zainstalujcie WhatsApp, aby utrzymać kontakt z rodziną i przyjaciółmi. Żałuję, że nie nauczyłam się języka polskiego, ale angielski jest powszechnie używany. Nauczyłam się jednak kilku podstawowych zwrotów, by móc się przywitać, podziękować czy przeprosić w tramwaju lub autobusie.
Zastanawiałam się, czy zakładać konto w polskim banku – okazało się to bardzo pomocne. Poznajcie swoją lokalną piekarnię, rzeźnika i aptekarza. Kupcie polski numer telefonu – w T-Mobile jest to bardzo proste. Zapytajcie swojego Fulbright Buddy o dobre miejsca na jedzenie i fryzjera.
Potrzebna Wam będzie ciepła kurtka z kapturem – można ją kupić na miejscu, najlepiej długą, która dobrze chroni przed zimnem. Cieszcie się parkami – w Warszawie wiosną i latem w niedziele można posłuchać na żywo muzyki Chopina! Aha – sklepy są zamknięte w niedziele, więc róbcie zakupy wcześniej!
Jak program Fulbrighta wpłynął na Twoje dalsze plany – osobiste lub zawodowe?
Prywatnie staram się o polskie obywatelstwo. Czuję się bliżej swoich korzeni, a obywatelstwo to dla mnie symboliczny sposób na wyrażenie, kim jestem. Na pewno wrócę do Warszawy. Moja współpraca z SWPS była znakomita i planuję prowadzić tam zajęcia, ale już na krótsze okresy.
Przed przyjazdem do Polski byłam na emeryturze, choć okazjonalnie prowadziłam szkolenia. Teraz zamierzam zgłosić się do lokalnej uczelni z propozycją poprowadzenia zajęć. Uświadomiłam sobie też, jak ważna jest dla mnie rodzina – 11 miesięcy rozmów przez FaceTime to za mało. Chcę być bliżej bliskich, mieszkać w tym samym mieście. Życie jest krótkie i chcę dzielić codzienne chwile z moim wnukiem, synem, synową i mężem.
Dr Cherise Northcutt jest absolwentką Fulbright U.S. Scholar program 2024-25.