Arkadiusz Bednarz

Staż wpłynął też na to jak jestem odbierany przez lokalne środowisko naukowe. Otworzył mój umysł na nowych ludzi, zrozumiałem jak ważne są kontakty personalne i naukowe, zachęcił mnie do starania się o projekty, do składania wniosków i szukania współpracy z przemysłem.

Relację tę piszę po blisko 4 latach od powrotu z wyjazdu do Betlejem (Bethlehem). To właśnie tam, na Lehigh University w Pensylwanii, odbywałem swój 6-cio miesięczny staż w ramach programu Junior Research Award. Nie jest to pierwsza relacja, pierwsze wspomnienia, które piszę z tego pobytu. Wcześniejsze jednak były pisane na świeżo, ta zaś powstała po dłuższym okresie, dzięki czemu jaśniej i klarowniej widzę, jak staż wpłynął na moje życie.

Przed wyjazdem na staż miałem okazję zwiedzić już wiele krajów europejskich, od Hiszpanii aż po Rosję. Sądziłem, że jestem przygotowany do wyjazdu, do obcowania w nowym świecie. „Przecież widziałem tyle seriali, byłem w tylu miejscach – na pewno będzie fajnie i łatwo,” myślałem. Na początku nie było. Na koniec czułem się jak „tubylec”.

W sierpniu 2018, po 16 godzinnej podróży (samoloty, bramki, przesiadki) dotarliśmy do wyjścia z lotniska w Newark. Tam musieliśmy złapać autobus do Bethlehem, by później Uberem dotrzeć do miejsca noclegu. W następnych dniach zajmowaliśmy się szukaniem mieszkania, załatwianiem kont bankowych i numerów telefonów. Te trzy rzeczy są niezbędne do sprawnego funkcjonowania w amerykańskim społeczeństwie. Problemem jest, że rzeczy te jednocześnie wzajemnie się wymagają – do założenia konta czy numeru telefonu potrzeba adres zamieszkania, do adresu potrzeba konto w banku i SSN. Po załatwieniu tych najpilniejszych spraw mogłem wziąć się za „robienie nauki”.

Pierwsze dni pracy na Lehigh University były standardowe – wyrobienie karty pracowniczej, założenie maila, kont służbowych, ustanowienie dostępów do oprogramowania i laboratoriów. Później poznałem ekipę z laboratorium, dostałem swój box oraz komputer. Miałem okazję pracować w dwóch zespołach – dr. Justina Jaworskiego oraz w zespole prof. Wojciecha Misiolka. W zespołach tych poznałem dwa odmienne, jednocześnie efektywne, sposoby zarządzania zespołem i warunki funkcjonowania. Pracując tam miałem okazję wykorzystywać najlepsze oprogramowanie, na najlepszym sprzęcie komputerowym, przy jednoczesnym dostępie do praktycznie wszystkich publikacji naukowych i podręczników.

Sam staż wpłynął zarówno na moje życie jak i na karierę zawodową. Po pierwsze, co bardzo ważne – zyskałem olbrzymie pokłady wiary w siebie i w to co robię. Jako naukowiec z Politechniki Rzeszowskiej, miałem lekkie kompleksy względem specjalistów z bardziej rozpoznawalnych ośrodków naukowych. Ale to dzięki tej zdobytej pewności siebie, zacząłem pisać artykuły do renomowanych i rozpoznawanych czasopism, gdzie przechodziły z pochlebnymi recenzjami i trafiały do publikacji. Skłoniło mnie to również do kilku prób podnoszenia swoich kompetencji przez kursy i szkolenia.

Staż wpłynął też na to jak jestem odbierany przez lokalne środowisko naukowe. Otworzył mój umysł na nowych ludzi, zrozumiałem jak ważne są kontakty personalne i naukowe, zachęcił mnie do starania się o projekty, do składania wniosków i szukania współpracy z przemysłem. Na ten moment, mam za sobą duże badania certyfikacyjne gondoli do kolei linowych i rozpoczynam wraz z zespołem, którym kieruję, badania rezonansowe komponentów satelity, w perspektywie obciążeń związanych z misją, a dokładniej procedurą wynoszenia na orbitę okołoziemską.

Bardzo ważnym, ale często pomijanym aspektem korzyści płynących ze stażu, jest podniesienie poziomu języka angielskiego i obycia z nim. Wisienką na torcie są oczywiście wspomnienia i kontakty, które będą mi towarzyszyć do końca życia.

Rzeczą, która mnie zdziwiła jest to, jak spokojne i poukładane oraz nieskomplikowane życie tam miałem. Nie obchodziły mnie problemy z pracy w Polsce, nie mając auta nie zastanawiałem się nad przeglądem, oponami, naprawami i tankowaniem. Dzięki wyjazdowi miałem więcej czasu dla żony, mogłem skupić się na swojej rodzinie. Wiedziałem, że możemy liczyć na siebie i to jest piękne. Wróciliśmy z przeświadczeniem, że ten wyjazd to była przygoda naszego życia. Miejsca, które normalnie widziałem tylko w telewizji i serialach na Netflixie, nagle zmaterializowały się przede mną i były dostępne „na wyciągnięcie ręki”. Na dwa lata przed wyjazdem nie spodziewałbym się, że zagram i wygram w kasynie w Vegas, że pojeżdżę Dodge’m Challengerem, że zobaczę wahadłowiec na Przylądku Canaveral, czy że spojrzę na świat z perspektywy korony Statuy Wolności.

Patrząc na to wszystko po czasie stwierdzam, że niewątpliwie znowu aplikowałbym na staż w ramach programu Fulbrighta, i zapewne w przyszłości znowu spróbuję swoich szans w kolejnych edycjach. Dlatego każdemu kto chce od życia coś więcej, chce pozwiedzać i spróbować swoich szans w zupełnie nowym środowisku, to stypendium Fulbrighta jest zdecydowanie dla tej osoby! Dzięki całemu temu doznaniu, sformalizowałem swoje motto życiowe: próbuj sięgać wyżej niż myślisz, że dostaniesz – może się uda.

Rzeszów, Politechnika Rzeszowska oraz the BOEING Company. Arkadiusz Bednarz był stypendystą Junior Research Award 2018-19.

Related Posts
Loading...
Skip to content